Kotwica Titanica |
Olbrzymia klatka schodowa na pokładzie TITANICA |
Niezatapialny TITANIC gotowy do swojej pierwszej podróży. |
Wraz z dniem 10 kwietnia 1912 roku rozpoczął się rejs tego największego parowca na świecie. Trasa została wybrana przez samego kapitana, jako najkrótsza a zarazem najniebezpieczniejsza.
Titanic z Liverpoolu o świcie 10 kwietnia, wyruszył do Southampton, gdzie miał z tego portu wyruszyć do Cherbourga, skąd miał wziąć na pokład resztę pasażerów, a potem do Queenstown (obecnie to miasto nosi nazwę Kobh). Port w Queenstown był ostatnim przystankiem Titanica i ci, którzy tam zeszli z pokładu zostali uratowani przed zagładą. Właśnie tutaj zaniedbano również mało istotnych, jak by się mogło zdawać rzeczy, mianowicie usunięcie z listy pasażerów tych, którzy w tym porcie zeszli z pokładu Titanica. Dalszy rejs do dnia 14 kwietnia przebiegał bez większych przeszkód.
Uczestniczyli niej tylko podróżni pierwszej klasy, oraz przodował w niej kapitan. Po mszy, kapitan udał się na mostek, gdzie uzyskał ostrzeżenie o górze lodowej w okolicy. Tego dnia takich ostrzeżeń otrzymał wiele. Zbyt wiele. Postanowił, więc zmienić odrobinę kurs na południe, jednak statek płynął nadal z prędkością około 21 węzłów. Prędkość, wogule nie została zmniejszona, a właśnie tego dnia nawet kapitan pokusił się zwiększyć prędkość okrętu. W chwili zderzenia z góra lodowa Titanic osiągnął prędkość 22,5 węzła.
Phillips o godzinie 21.40 otrzymał ostrzeżenie o górach lodowych na trasie Titanica!!! Jednakże zlekceważone je. Nie całe 10 minut potem odebrał następną depeszę z statku Californian (liniowiec Leyland Line), który zatrzymał się otoczony przez lód. Pfillips nie przekazał tej wiadomości, nie z niechęci, lecz nie wierzył, tak jak wszyscy na pokładzie, że lód może być przeszkodą dla Titanica.
Godzina 22.00. Pierwszy oficer Murdoch obejmuje warte na mostku. W tej chwili nie wie, że jeszcze półtorej godziny dzieli go od jego największej decyzji w życiu. Jedynym rozkazem kapitana było utrzymanie prędkości statku oraz w razie wystąpienia mgły zmniejszyć prędkość o połowę. Na oku (czyli na punkcie widokowym znajdującym się na maszcie), przebywał marynarz wachtowy Fleet. To on pierwszy zauważył górę lodową i w tej chwili uderzył trzy razy w dzwon na maszcie oraz zatelefonował na mostek. Oficer Murdoch rozkazał skręt na lewa burtę oraz wydał rozkaz "cała stop" na telegrafie maszynowym. Po nie całych dwóch minutach śruby Titanica zaczęły obracać się w przeciwna stronę powodując hamowanie ogromnego liniowca. Jednocześnie ster skierował statkiem na lewą stronę. Jednakże zbyt wolno. O godzinie 23.40 nastąpiło otarcie się z góra lodową. Oficer Murdoch, zamknął wodoszczelne grodzie. Po chwili na mostku zjawił się kapitan. Jeszcze nie było mowy o panice. Statek o tak nowoczesnej technologii powinien wytrzymać zderzenie. Jednakże słowa wypowiedziane przez konstruktora statku, Thomasa Andrewsa, zabrzmiały dla kapitana jak zły sen. Smith doskonale zdawał sobie sprawę ile na pokładzie liniowca znajduje się szalup ratunkowych. Wiedział również ile jest w nich miejsca. Nie wiedział tylko, że nawet połowa pasażerów zdoła się uratować.
Radiotelegrafista rozpoczął nadawać sygnały C.Q.D, do okrętów znajdujących się w promieniu 100 mil, o godzinie 0.15 a skończył komunikatem "To jest ostatnie wezwanie o pomoc! Titanic zatonie!" o godzinie 2.10 (w międzyczasie wysyłał również sygnały S.O.S). Te ostatnie rozpaczliwe słowa pomocy zostały wysłuchane przez większości statków w okolicy. Jednakże przybycie na miejsce tragedii zajęło im wiele godzin, a Carpathia, która odebrała pierwsze w historii wezwanie S.O.S przybyła tam o 4.00 nad ranem. Ludzie na pokładzie tego liniowca nie ujrzeli nic poza rozsianą małą flotyllą łodzi ratunkowych Titanica. Californian, statek, który był tak blisko tonącego Titanica, o godzinie 6.00 przyłączył się do szukania rozbitków, jednak żywych nie było już na wodzie.
Pasażerowie początkowo nie wierzyli, że ich największy najnowocześniejszy i niezatapialny statek zatonie! Początki ewakuacji przynosiły skutek tylko wtedy, kiedy mówiono pasażerom że jest to próba ewakuacji i każdy musi ją przebyć.
J.J Astor powiedział nawet: "Niegdzie nie czułbym się bezpieczniej niż na pokładzie tego statku." W chwile potem pojawił się na pokładzie łodzowym ze swoją młodą żoną i zajęła swoje miejsce w łodzi ratunkowej. Sam Astor pozostał na pokładzie i zginął w katastrofie.
Zdziwienie samego kapitana stwierdzeniem, że Titanic zatonie, musiało być olbrzymie. On sam wierzył, że statek utrzyma się na wodzie. Jednak, kiedy końcu dotarło to do niego, przeraziła go liczba osób, które nie przeżyją. Wiedział doskonale ile miejsc jest w szalupach, a ile osób na pokładzie. Nie przewidywał jednak ze liczba poszkodowanych będzie aż tak olbrzymia - około 1500 osób.
Pasażerowie płacili za bilet ogromna kwotę pieniędzy, kwotę w cenie której miało być zagwarantowane przebycie Atlantyku bezpiecznie i w luksusowych warunkach. Nic więc dziwnego, że ludzie słysząc, że mają wyjść na pokład łodziowy, zaczeli się ironicznie śmiać a w najlepszym wypadku nie dowierzali i z ciekawości wychodzili na górny pokład łodziowy. Kiedy jednak było już jasne, że "wielki, niezatapialny" okręt mimo wszystko zatonie, było już wtedy za późno. Pierwsze łodzie zostały zwodowane z 12 do 20 osobami, a pozostały tylko nieliczne. Prawdziwe piekło zaczęło w okolicach mostka, gdzie były wodowane jeszcze dodatkowe szalupy ratunkowe. Tam właśnie tłoczyli się ludzie, chcący się uratować z ostatecznej topieli. Przechył statku był już dostatecznie duży, aby woda zaczęła się wdzierać do pomieszczeń znajdujących się tuz pod pokładem łodziowym, a następnie na górny pokład.
Kiedy okręt szedł na dno, jego rufa wynurzała się na co raz to większą wysokość. Kiedy przechył statku osiąga swój największy stopień, nastąpiły naprężenia kadłuba między trzecim a czwartym kominem (czyli - 9, 10, 11 wodoszczelnym przedziałem). Kadłub nie wytrzymuje i pęka powodując przełamanie wraku, na dwie części. Świadkowie tragedii nie są jednoznaczni, czy części te tonęły osobno, czy też część dziobowa pociągła za sobą rufę. Ostatecznie przyjmuje się że Titanic zatonął o 2.20 nad ranem, 15 kwietnia 1912 roku, na północnym Atlantyku. Od tamtej chwili spoczywa tam na głębokości około 4000 metrów o współrzędnych 41°46′N, 50°14′W, niegdyś pełen wrzawy, a teraz leżąc na dnie czeka na swoje przeznaczenie.
Zaraz po katastrofie, na morzu unosiły się ciała ludzi wołających błagającymi głosami o pomoc. Łodzie jednak nie podpływały. Panicznie obawiano się wywrócenia szalup. Jednak postanowiono, że podpłynie się do rozbitków. Ciagle było słychac odgłosy pomocy i bólu. Szalupa numer 14 jako JEDYNA postanowiła powrócić, wcześniej przeładowując pasażerów do innej, po rozbitków. Jednakże oni również obawiali się wywrócenia szalupy przez tłum ludzi chcących się uratować. Dlatego dowodzący szalupą - oficer Lowe - zadecydował, aby odczekać chwile aż ludzie opadną z sił i wtedy podpłynąć. Jednak zwlekali zbyt długo. Uratowano wtedy pięć osób.
Zebranie zwłok z powierzchni morza było jedną z najtrudniejszych decyzji jakie mogły nastąpić. Wiele ludzi bało się podjęcia tego przedsięwzięcia. Ludzie byli zrozpaczeni i przerażeni. Przez wiele lat omijano tamte wody i rejon. Bano się ponownej tragedii. Ciała ludzi, którzy zginęli w tragedii Titanica, część wyłowiono z wody, a część została znaleziona na wybrzeżach miasta - Halifax. Właśnie w tym mieście postanowiono zrobić groby tym, których nie zidentyfikowano. Miejsce warte odwiedzenia.
Nad ranem, około godziny 4.00, na miejsce tragedii przybył parowiec o nazwie Carpathia, który jako jedyny odebrał wezwanie o pomoc i pośpieszył na ratunek. Na pokład Carpathii załadowano łodzie ratunkowe z Titanica i z powiększoną ilością pasażerów na pokładzie, wyruszono w podróż do Nowego Jorku.
Carpathia przybiła do portu 18 kwietnia. Wieczorem przy doku, w którym miał zacumować Titanic, zjawili się uliczni gapie i rodziny pasażerów Titanica. W chwili, kiedy Carpathia zacumowała w porcie i na jej pokładach zaczęli tłoczyć się pasażerowie, przed oczyma setek ludzi, zwodowano najpierw łodzie ratunkowe Titanica. W tej chwili zapanowała grobowa cisza. Wszyscy zrozumieli, że tragedia zebrała swoje żniwa. Trzynaście małych, drewnianych łodzi ratunkowych - tylko tyle pozostało z największego parowca świata - Titanica.
Specjalna komisja, powołana 12 maja 1912 roku, która miała wyjaśnić przyczyny tragedii, wydała trzy główne oskarżenia.
Pierwsze z nich dotyczyło kapitana Shmits'a, który jako człowiek o dużym doświadczeniu, nie zapewnił odpowiedniej prędkości statku do zaistniałego miejsca i okoliczności.
Drugie oskarżenie było skierowane w stronę Oficera Mordock'a, który pełnił obowiązki na mostku w chwili zauważenia góry lodowej, wydał rozkaz "cała wstecz i lewo na burt". Oficer Mordock powinien wydać rozkaż tylko "lewo na burt", ponieważ woda, która niejako była pompowana z lewej śruby na ster, który skierowany był, aby skręcić statkiem na lewą stronę, zwiększyłoby efekt manewru.
Trzecie oskarżenie dotyczyło stoczni Harland & Wolff, której zarzucono użycie nieodpowiedniej jakości stali do budowy statku. Góra lodowa nie była jedynym czynnikiem, który spowodował zatoniecie Titanica. Użycie nieodpowiedniej jakości stali było fatalnym posunięciem strategicznym stoczni. Drgania wydawane, przez pracujący na pełnych obrotach silnik, prawdopodobnie poluzowały nity ze złączeń na warstwach blach. Góra lodowa w normalnych warunkach, czyli przy użyciu dobrej jakości stali, nie wyrządziłaby poważniejszych szkód. Być może prezes WSL i stocznia Harland & Wolff, zdały sobie sprawę, co było prawdziwą przyczyną katastrofy, lecz nie nagłaśniały jej, aby nie wystraszyć pasażerów White Star Line. Być może to także było głównym powodem zjednoczenia się spółek WSL i Cunard w jedno, pod pretekstem konkurencji z Niemcami o zaistnienie w podróżach transatlantyckich.